07 maja 2016

Slovensky Raj

Moja pierwsza wyjazdowa majówka! 
Slovensky Raj, niezapomniane przeżycia, a zdjęcia nie oddają nawet połowy tego co się działo. Dlaczego? Bo aż strach było wyciągać aparat. 

Miało być chodzenie po górach - i było, ale na opcje gdzie albo przejdziesz albo się zabijesz się nie pisałam!
W parku zrobione jednokierunkowe szlaki... jakieś schodki... ba! nawet drabiny są! No i to dopiero była adrenalina.

Wchodzisz po metalowej, mokrej, pokrzywionej drabinie wzdłuż wodospadu. Albo się trzymasz albo spadasz i Cię nie ma.
ok, zmiana, teraz kawałek skałki całej w wodzie i potem metalowe kładki do kolejnej drabiny. a zabezpieczenia tyle co łańcuch do złapania przy skale. Przy trzeciej drabinie tylko się modliłam żeby nie spaść, nogi miałam jak z galaretki i nie mogłam nad nimi zapanować. Kiedy weszłam na samą górę aż nie mogłam w to uwierzyć. To tak jakby ktoś szedł na pewną śmierć i cieszył się że przeżył. Pierwszy dzień można śmiało stwierdzić był przezwyciężeniem samego siebie - pokonaniem strachu chociaż o to ciężko, kiedy nawet niestabilnie Ci się idzie. 
komuś się osunie nóżka, ktoś wdepnie w rzekę, gdzieś tam błoto... któryś kamyk się przekręci. A żeby było zabawniej schodziło się dłużej normalnym szlakiem niż wchodziło doliną śmierci ;)

Dobrze, że po powrocie do zrobienia był grill/ ognisko i zimne piwo do łapki. 

Sucha Bela i Piecky to dwa szlaki na których byliśmy.




 Pierwsza z trzech drabin.Dalej jest druga, a trzeciej - pionowej już nie widać
 Czas na przerwę na szycie!







 hop hop przez rzeki i skały :D

 niech was to nie zmyli, ślisko jak cholera :p


 Lody kupowane na Słowacji, produkowane w Polsce a niby z Rosji. smakują jak stara, dobra śnieżka!

Brak komentarzy: