05 lipca 2022

Swiss Cold Chocolate

Lubię w życiu doświadczać, lubię sprawdzać gdzie kończą się moje granice. 

Gdzie kończy się granica mojej wyobraźni. Gdzie jest granica między rzeczywistością a marzeniami...

Miałam idealną okazję to sprawdzić. Pojechałam do Szwajcarii... w teorii spełniać marzenie, w praktyce jak się okazało... nauczyć się przeżyć w każdych warunkach.

Od wielu lat Szwajcaria była dla mnie jakimś utopijnym miejscem, mentalnie i wizualnie. Piękne krajobrazy, masa możliwości. Nie wiem czy to kwestia manifestacji, czy tego jeśli człowiek żyje w zgodzie ze sobą, to nagle każdy atom tego świata nam pomaga.

Po namowie kolegi aka. mojego starszego brata zaczęłam masowo wysyłać maile do szkółek zagranicą - tzw. szkółek snowsport. Odpowiedziało kilka. Szwajcaria akurat była krajem, który był najbliżej, ale przede wszystkim chcieli mnie jeszcze w tym sezonie. SZAŁ. 

Zakończyłam co miałam do zakończenia w Polsce, odcięłam wszystkie liny ciągnące mnie w dół. Spakowałam się, wyjechałam. 32h w podróży z domu. 18h w podróży z Wrocławia. (miałam to szczęście, że mogłam przespać się we Wrocławiu przed porannym pociągiem) Akurat na samym początku wojny na Ukrainie. Czy byłam przerażona? Momentami, aż za bardzo. Czy był strach, że mogę nie wrócić? Oj tak. 

Dawno mnie nic tak nie zmęczyło, a mieszkanie okazało się oddalone o 2km trasy bez światła od mini dworca. Gdyby nie kawa i prowiant od Maćko, który wskoczył na dworzec we Frankfurcie na chwilę (przysięgam, nigdy Ci tego nie zapomnę i jestem wdzięczna jak diabli) chyba bym umarła zanim bym dojechała na miejsce.  

Praca marzenia: praca w szkółce, dała mi jedną jedyną wartość. Poznałam niesamowitych ludzi. Swoich klientów, z którymi mam kontakt do dzisiaj i wypiliśmy niejednego drinka. Oraz kumpli, którzy w Szwajcarii wspierali mnie mocniej niż ktokolwiek. Do tej szkółki nigdy więcej nie wrócę i nikomu nie proponuję tam pracy. 

No więc, jestem w Szwajcarii, mam karnet sezonowy. Pracy coraz mniej, franki lecą z portfela jak szalone. (Eryk z Piotrem wysłali mi zupki chińskie i konserwę. Złote, górskie chłopaki) Szukałam drugiej pracy natychmiast aby dorobić coś wieczorami. Dzięki pracy jako instruktor poznałam innych ludzi - którzy byli w stanie mnie polecić na inne stanowiska. Z zawodowej instruktorki snowboardu,  specjalistki ds. marketingu, pracowałam w restauracji w hotelu na tzw. bar back. Co jest najzabawniejsze, nigdy nie miałam fajniejszych ludzi do pracy, gdzie kwota na umowie była taka sama jak w Mercedesie, ale w CHF zamiast PLN ;) BANG. Karty pozamiatane. 

Wstajesz: góry
Idziesz do pracy: góry
Idziesz spać: góry

A Zermatt ma niepowtarzalny widok na Matterhorn. Pokoje są z balkonem, a dobra kawa za 3CHF na każdym kroku (to jakieś mniej niż 15zł, chociaż jak zarabiasz we frankach to przelicznik bardziej traktujesz jako 5zł). Zakochałam się w HUGO, nie ma tam słabych barów, a codziennie było co robić. Każda aktywność/rozrywka jaką chcesz tam jest.

Imprezy? no błagam. Mają nawet festiwal.
Kluby z inną muzyką, z muzyką na żywo.
Kino. Restauracje - KAŻDE. Ale nic nie zastąpi lunchu na szczycie, a do tego piwko, chociaż wiem, że większość z Was woli Aperola.

Nawet dwa razy przekroczyłam granicę z Włochami - przez góry. Brzmi tak groteskowo a jak prawdziwie. Kiedy po prostu w dzień wolny stwierdzasz ze znajomymi, ze dzisiaj to jest dzień aby pojechać na kawę i pizzę do Włoch. Normalnie kawę piję z mlekiem ale kurdeeee włoskie espresso jest taaaaak dobre. 

Czy było warto? JAK DIABLI.
Nie oddałabym tych znajomości ani wartości za nic. Do dzisiaj mam kontakt z tymi ludźmi i wiem, że gdybym chciała tam wrócić to mogę to zrobić nawet jutro. 

Chociaż nie chciałam, bo bardzo chciałam wrócić do Polski - odpocząć, zregenerować umysł, zakochać się. Bo wiedziałam, że ktoś na mnie czekał.

Po raz pierwszy uważam, że post jest za długi, a nie ma w nim nawet połowy tego o czym chciałabym opowiedzieć. Piękna przygoda. Piękna podróż, wieczne zmiany, ale aż miło było wrócić do Polski i pójść prosto z dworca na drinka do Rumbaru we Wrocławiu :) 

Enjoy the picture memories: 


21h w podróży.

Kolejna kawa w Szwajcari... za jakieś 36zł. Ale wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu jak tylko moje imię zostało napisane przez C.

1 dzień. totalnie na nic nie byłam gotowa.

ta ekipa to była chyba najlepsza możliwa opcja rozpoczęcia pracy :D



Hanne Staal - nigdzie nie widziałam bardziej gorącego apres ski. Moja biała bluza po imprezie, była cała kolorowa haha


Prawdziwy Champage Bar, na stoku, na ostatniej prostej na dół. W najwęższym miejscu stok miał 1,5m
Tutaj champagne z kursantką, która bała się wąskich stoków - przez 4 dni uczyłam ją jeździć tak, aby sama mogła dojechać do tego baru :)
Turystka

Valentinaaaa
Cervo - ostatnia baza zaraz przy stoku. Cervo Spritz, jeden z najleoszych drinków jaki tam piłam, zaraz po Hugo. Mieszkanka z grapefruitem i rozmarynem. Ahhh no i fryteczki. Serio, nie ma leoszych ziemniaków niż w Szwajcarii. A frytki tutaj mają z truflami, jak ktoś lubi (bo ja nie)

Dla Ciekawskich - to jest środek McDonalds w Zermatt :D 
Do Zermatt nie mają wstępu samochody, dlatego najczęściej goście zostawiają samochody w Tasch - mieście obok i dojeżdżają pociągiem jedną stację. Następnie są odbierani bryczkami lub mini elektrycznimi taksówkami - które mimo wszystko są niesamowicie pojemne.
Mamacita say hiiiiii
Pracując jako instruktor, bardziej robimy za przewodnika. Mówimy ciekawostki, pokazujemy te najbardziej fotogeniczne miejsca.
Rumowa wersja HUGO. 



Gdyby ktoś się zastanawiał jaki prezent mi sprawić to ta multitool branzoletka jest czymś idealnym :)





Włochy po raz 1
Nie obyło się bez kontuzji... Na szczęście tym razem było więcej strachu, bo usłyszałam jak coś pękło mi w ciele a ból przeszedł po dwóch tygodniach.
Moja jedyna poleczka :D

Panda Face to mój ulubiony makeup.


Ja lato miałam już na początku kwietnia :D

My people. Takich wariatów wszystkim życzę :D
My people
I powrót 2km do domu, w butach, śniegu do połowy łydki, conajmniej, przez las, a światło tylko w telefonie.
To zdjęcie tylko pokazuje jak bardzo i jak warto jest marzyć. Wiele lat mówiłam, że chcę pić kawę na tarasie z widokiem na góry. I'VE MADE IT. 



Robi






Wyskoczyłam na kawę do Włoch ;) 

to chyba była najlepsza bruschetta jaką w życiu jadłam. Idealnie mokra i idealnie chrupiąca.
Zgadnijcie co to.
Kurt

Tak właśnie można kupić sznapsa na stoku. Kieliszek est gotowy, tylko odkręcić ;) 

Impreza na koniec sezonu :c


W drodze do domu na koniec kwitnia... W życiu nie widziałam takiej zieleni.
Moje ulubione miejsce na koktajle.
A to, może ktoś z Was widział. Normalny człowiek przyszedł do baru xD


Brak komentarzy: